Skończyłem. Męczyłem się z nią około dziesięć lat. Może „męczyłem” nie jest dobrym słowem, bo w trakcie dawała mi mnóstwo radości. Mieliśmy też długie przerwy. Był entuzjazm i chwile zwątpienia. Obrażania i powroty, ale to już koniec… Nowa książka…
Czy jest dobra? Nie wiem… Raz mi się widzi, że tak. Że znalazłem niszę, że opisałem to dobrze, że bohaterowie i sytuacje są prawdziwe, by za chwilę wydała mi się wtórna, banalna, kiczowata i naciągana. Nie mam dystansu. Poza tym – ocenicie sami (mam nadzieję). Jest zdecydowanie inna. To będzie książka do czytania, w odróżnieniu od „Kamienicy”, gdzie czytelnik musiał przebijać się przez oniryczne majaki autora, załatwiać jego niedokończone sprawy i walczyć z jego lękami. Tu będzie można lubić bohatera, utożsamić się z sytuacją, zaśmiać czy zapłakać. Wątki autobiograficzne? Oczywiście!
Czy jestem pisarzem? Chyba nie – dorobek nikły, zajęcie najdalsze od literatury… Pisarz żyje z pisania. To jego praca. Wstaje rano, pije mleko albo wódkę i pisze. Zresztą, co ja tam wiem o zawodzie pisarza… Chyba tylko tyle, że nim nie jestem. To mi daje paradoksalnie pewien komfort, bo nikt nie będzie ode mnie wymagał kolejnej, równie dobrej czy zgoła lepszej następnej książki! Wszak to murarz tynkarz – i tak dziw, że napisał cokolwiek…
Może też dlatego samo pisanie daje mi taką frajdę. Doprowadziłem pewne wątki i głównego bohatera tam, gdzie z grubsza planowałem…
Właściwie to nie… Tak naprawdę to było inaczej. Ta książka powstawała tak, jak najbardziej lubię pisać – sam nie wiem jak się skończy, puchnie mi pod piórem i pędzi. Ja czasem wprowadzam pewien przemyślany element i patrzę co się wydarzy. Galopuje samo a ja tylko staram się nadążyć zapisywać co widzę.  A koniec często wyłania się ku memu zaskoczeniu… To jest tak, jakbym szedł do krainy marzeń. Pokonywał po drodze wiele trudności, przeżywał z bohaterem wzloty i upadki i doprowadził go do końca. I dotarł. I rozglądasz się wokół, a tu pustka. Bo to ty kreowałeś ten świat. Żył twoją energią i emocją. Powiedziałeś „stop” i zamarł. Oczywiście zakończyłem pewien etap. Tak czy inaczej – teraz żmudny etap autokorekty, szlifowanie, porządkowanie wątków pod kątem czasu i logiki, a potem szukanie wydawcy.
Właśnie powiedziałem to „stop” i wszystko zamarło. Patrzę dokoła i … świat z papieru… Cóż, wracam do realu. A tak marzyłem o tej chwili. Dlatego nie powinno się życzyć spełnienia marzeń. Samo „marzeń” wystarczy aż nadto…

P.S. Chyba że nastąpi ciąg dalszy…

Komentarze

comments